-
Telefon: + 48 696 996 410
-
Email: kontakt@muzyczny-krakow.eu
Stare, ale jare? Romeo i Julia – kolejna propozycja ambitnego kina na niedzielę!
Któż nie zna ckliwej historii kochanków z Werony? Temat wielkiej i tragicznej miłości Romea i Julii przeciwstawionej przeszkodom i nienawiści nawet po 400 latach od jej napisania nadal jest świeży i inspirujący. Tym razem mam dla Państwa propozycję bardzo niebanalnej adaptacji Szekspirowskiego dramatu w reżyserii Baz Luhrmann.
Fabuła filmu została przeniesiona we współczesność. Zamiast zamków występują drapacze chmur, a szpady zostały zamienione na pistolety. Akcja filmu rozgrywa się w Verona Beach (miasteczku Verona Beach na Florydzie) u schyłku XX wieku, gdzie rządzą dwie skłócone rodziny i związane z nimi gangi. Film pochodzi z 1996 roku, ogromnym rozczuleniem spogląda się na młodziutkiego Leonardo di Caprio w roli Romea i Clare Danes – filmową Julię.
Dla przypomnienia: Romeo Montague (Leonardo Di Caprio) w przebraniu giermka dostaje się na bal maskowy, wydawany przez Capuletich, co ma być remedium na jego – po raz kolejny – złamane serce. Na zabawie chłopak poznaje piękną Julię Capulet (Clare Danes), w której z miejsca (i z wzajemnością) się zakochuje. Niestety na drodze do spełnienia ich uczucia stoją rodzinne waśnie. Wkrótce dochodzi do tragedii znanej chyba każdemu, bez względu na wykształcenie, kolor skóry, płeć czy wiek.
Oryginalne dialogi pozostały niezmienione. Występują zaledwie niewielkie skróty. Wspomniana broń również ma nazwy lub części nazw pozostawione, tak aby przypominały one swoje oryginalne odpowiedniki np. „Sword 9mm” (miecz 9 mm).
W filmie odnaleźć można elementy charakterystyczne dla różnorodnych form kina gatunkowego – filmów gangsterskich, romansu, melodramatu, kina akcji, a nawet westernu, dlatego każdy znajdzie coś dla siebie. Kolejne formy estetyczne przeplatają się ze sobą na zasadzie przypadkowego misz-maszu – lśniące w słońcu srebrne pistolety, flamenco i stylizacje wykorzystujące między innymi motywy maryjne jednoznacznie nasuwają skojarzenia z Meksykiem i Ameryką Łacińską, a chwilami także telenowelą; buty z ostrogami i kołyszące się na wietrze szyldy wprawione w ruch obrotowy wystrzałem z broni przywołują z kolei na myśl klimaty Dzikiego Zachodu.
Jeśli chodzi o muzykę to piosenki Garbage, Radiohead i Cardigansów doskonale „oprawiają” romantyczną, ale i pełną akcji historię. No i oczywiście stroje i scenografia dla mnie genialne, niedopięte koszule, broń, duszna atmosfera przepełnionego przemocą miasta doskonale odzwierciedlają nieuchronną katastrofę i chwilami może się wydawać, że to film gangsterski, a nie melodramat.
Uważam, że warto poświęcić te 2 godziny, żeby zobaczyć w jak intrygujący sposób można przenieść szesnastowieczną włoską historię miłosną w wiek XX na przedmieścia Stanów Zjednoczonych, gdzie „trup ściele się gęsto”. Uwspółcześnienie tej historii nie wpływa negatywnie na jej przesłanie, wciąż traktujące o miłości od pierwszego wejrzenia, dla której zrobić można wszystko. Dodatkowo jeżeli spojrzymy na obraz Baza Luhrmanna z przymrużeniem oka może okazać się, że czas przeznaczony na obejrzenie filmu nie był stracony i w jakiś nowy, trochę nietypowy sposób będziemy mogli odczytać na nowo słowa Williama Szekspira.