-
Telefon: + 48 696 996 410
-
Email: kontakt@muzyczny-krakow.eu
Muzyka Wielkich Zapomnianych
15 kwietnia obfitował w muzyczne wydarzenia. Jednym z nich był koncert Krakowskiej Młodej Filharmonii oraz Międzywydziałowego Chóru Akademii Muzycznej, w wykonaniu których można było usłyszeć Requiem Gabriela Fauré. Z koncertów nie-akademickich na pierwszy plan z pewnością wysuwa się inauguracja festiwalu Misteria Paschalia z Fabio Biondim i jego Europą Galante. Jak zatem widać, nie byle kogo i nie byle co można było usłyszeć w kościele świętych Apostołów Piotra i Pawła oraz Filharmonii Krakowskiej. Jak mówią początkowe wersy bajki Fredry „Osiołkowi w żłobie dano…” więc… nie wybrałem się na żaden z powyższych koncertów, lecz udałem się na inny, również akademicki, zorganizowany przez Młodych Naukowców Akademii Muzycznej, poświęcony twórczości dwóch niesłusznie zapomnianych kompozytorów: Philippa i Xavera Scharwenków.
Koncert ten był pierwszym jaki odbył się w ramach dwudniowej sesji naukowej poświęconej Wielkim Nieznanym, jakimi są właśnie bracia z Szamotuł. To kameralne spotkanie (dosłownie, bo niestety w Auli Florianka było może 20 osób) rozpoczęło się odczytem referatu dra Tomasza Lisieckiego z Akademii Muzycznej w Poznaniu na temat tożsamości artystycznej Xavera Scharwenki. Jak bardzo była to prelekcja potrzebna, można było się przekonać, kiedy prelegent zasiadł na scenie z wiolonczelą, w towarzystwie Pawła Mazura (fortepian), aby wykonać Sonatę wiolonczelową e-moll op. 46. Jakaż to muzyka kwiecista i efektowna. Gra solisty odznaczała się zarówno precyzją jak i ekonomią ruchów. Nie było zbędnej afektacji, co czasem może wręcz przywodziło na myśl chłodny obiektywizm. Tego ostatniego za to nie można przypisać pianiście, który bardzo trudną partię wykonał z blichtrem i swadą. Można powiedzieć, że Xawery swój opus 46 powinien nazwać sonatą na FORTEPIAN i wiolonczelę, a nie na odwrót, gdyż wirtuozowskie pasaże, czasem wręcz schumannowskie prowadzenie linii melodycznej, stawiały wiolonczelę gdzieś w tle. I tutaj właśnie przydaje się znajomość biografii kompozytora, bowiem w swym referacie dr Lisiecki zwrócił szczególną uwagę na wirtuozerię pianistyczną Scharwenki, którego jeden z koncertów fortepianowych był dedykowany Lisztowi. Xawery, ceniony również jako interpretator dzieł Chopina, swe kompozycje przedstawiał Brahmsowi, który był pod dużym wrażeniem twórczości młodszego z braci.
W drugiej połowie wieczoru usłyszeliśmy twórczość na wskroś smyczkową. Kwartet smyczkowy
d-moll nr 1 op. 117 Philippa Scharwenki rozbrzmiał w wykonaniu Messages Quartet w składzie: Robert Kwiatkowski i Oriana Masternak- skrzypce, Maria Dutka- altówka, Beata Urbanek-Kalinowska- wiolonczela. Gdyby ten utwór postawić obok kompozycji tego samego gatunku np. Brahmsa Czajkowskiego czy Dworzaka, wypadłby on bardzo dobrze, nie ustępując im pod względem warsztatu kompozytorskiego. W każdej części znalazły się fugata, potwierdzające, że polifonia i sztuka kontrapunktu (pod koniec XIX wieku tak ważne jeszcze dla Brahmsa), nie są obce i Scharwence. Już pierwsze takty zdradzają symfoniczne potraktowanie zespołu. Cztery instrumenty, ze swej natury homogeniczne, tutaj brzmiały bardzo różnorodnie. Uwagę zwracała rozbudowana partia
I skrzypiec, a jej wykonanie szczególnie. Robert Kwiatkowski zdradzał nie tylko zmysł do kameralistyki, ale potwierdził doskonałą technikę i charyzmę, która udzielała się reszcie zespołu. Polot wraz z potężnym brzmieniem nie odbiły się na artykulacji. Była ona zawsze doskonale dobrana w zależności od charakteru muzyki, a co najważniejsze w muzyce zespołowej, była jednolita u wszystkich wykonawców.
Wielcy Nieznani to bardzo dobry tytuł dla sesji poświęconej tym kompozytorom. Można tylko ubolewać nad drugim określeniem, bo co do wielkości tych twórców chyba nie ma po tym koncercie wątpliwości. Można w historii muzyki przytoczyć wiele przykładów, kiedy zdolni i twórczy kompozytorzy idą w zapomnienie z powodu kilku szlagierowych kompozycji swych mniej zdolnych kolegów. A przecież Mahler nie dyrygowałby IV Koncertem fortepianowym Xaverego, gdyby muzyka ta nie była godna jego nazwiska, a Joseph Joachim nie grywałby w duecie z pianistą, do którego umiejętności nie miałby wątpliwości. W tym wszystkim warto napisać, że chociaż bracia uważani są za kompozytorów niemieckich, to w ich żyłach płynęła słowiańska krew ze strony matki. Po niej
z resztą odziedziczyli synowie zamiłowanie do muzyki, i jak się potem okazało, związali z nią życie.