-
Telefon: + 48 696 996 410
-
Email: kontakt@muzyczny-krakow.eu
Premiera mini-albumu Początek – relacja z koncertu Dżamana
3 października w Klubie Gwarek odbyła się premiera mini-albumu Dżamana Początek z gościnnym udziałem Natalii Orkisz, Kuby Tokarczyka i Wojciecha Górki.
„Dżaman – Songwriter, live-looping artist, one-man band, wokalista z mocnym i wyrazistym głosem. Weź klimat Finka, loopowanie Eda Sheerana, wrażliwość Bena Howarda oraz odrobinę mroczności Toola i znajdziesz się w połowie muzycznej drogi Dżamana. Drugą połowę poznasz na koncertach… „
W taki sposób promowane było to wydarzenie i przyznam, że chociaż słów jest bardzo dużo, to po przeczytaniu ich niewiele wiedziałam. I chyba taki był cel – zamieszać w głowach, wprowadzić nutkę tajemniczości i sprawić, by ludzie zechcieli przekonać się na własnej skórze, o co chodzi. Moim zdaniem zadziałało, ponieważ w czwartkowy wieczór niewielki klub studencki został wypełniony ponad stan.
Jako pierwsza na scenie pojawiła się Natalia Orkisz aka Namena Lala, która miała lekko rozgrzać publiczność i wprowadzić w odpowiedni klimat. Wywiązała się z tego zadnia perfekcyjnie, bo już pierwszy utwór w jej wykonaniu wywarł na mnie ogromne wrażenie. Zaczęła z wysokiego C i miałam obawy, czy ten poziom zostanie utrzymany do samego końca. Moje wątpliwości zostały jednak szybko rozwiane za sprawą trzech kolejnych utworów. Natalia używając swojego głosu i loopera tworzyła całą warstwę dźwiękową piosenek: bas i perkusja, pady, sample, akordy, chórki, uwydatniając jednocześnie czysty a wręcz przeszywający, nasycony emocjami wokal główny. Nie bez powodu mówi się, że ludzki głos jest najpiękniejszym instrumentem na świecie. Na pewno najbardziej plastycznym i dającym najwięcej możliwości, więc koncepcja eksperymentowania z nim była niezwykle ekscytująca. W myśl powiedzenia „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, oczekiwania rosły z każdą minutą, a to był dopiero wstęp do tego, co miało się na scenie jeszcze wydarzyć.
Ile razy zdarzyło się, że materiał nagrany w warunkach studyjnych z wprowadzonymi udoskonaleniami prezentował się dobrze i zapowiadał wspaniały koncert, a wydarzenie okazywało się, mówiąc delikatnie, rozczarowaniem? Brawa dla Dżamana, ponieważ na żywo brzmiał lepiej a to chyba dla muzyka jeden z lepszych komplementów, jakie może usłyszeć. Grał na gitarze akustycznej, śpiewał aranżując muzykę na żywo za pomocą loopera, procesora pogłosowego i elektronicznego smyczka. W skrócie: gitara i wokal w roli głównej.
Loopowanie i nagrywanie pozwala tworzyć szczególną muzyczną rzeczywistość. Daje ogromne pole do popisu i możliwość zaprezentowania się na każdym koncercie w innym wydaniu. Modyfikowanie utworów i urozmaicanie ich dodatkowymi elementami wzbogaca występ o element zaskoczenia. Jednak w myśl zasady „lepsze jest wrogiem dobrego”, ostrożność jest w tym przypadku mile widziana. Chciałoby się przecież więcej i lepiej, a nadmiar efektów może zepsuć nawet najlepszy utwór. Muszę pochwalić muzyka za świadomy dobór środków i pewną koncepcję utrzymaną od początku do końca. Choć nie była to twórczość, która trafi do każdego, to zarówno melodie jak i dobrane do nich harmonie wokalne były chwytliwe i szybko wpadały w ucho. Dało się wyczuć, że nie boi się eksperymentów, jednocześnie zachowując prostotę, która wysuwa na pierwszy plan to, co najważniejsze, czyli warstwę tekstową. Wokalista poruszał się po różnych sferach codzienności i był szczery w swoich spostrzeżeniach.
Wydaje mi się, że na scenie jest o wiele łatwiej, gdy obok są inni muzycy. Odpowiedzialność za występ rozkłada się wtedy na kilka osób, a wszystko, co dzieje się na scenie, ma szansę stać się bardziej widowiskowe. Zatem pierwsza część koncertu wymagała od artysty ogromnego skupienia, ponieważ wszelkie niedociągnięcia mogły zostać szybko wychwycone przez bardziej wymagających odbiorców. W drugiej części pojawiło się trochę więcej luzu. Do Dżamana dołączyli pianista Kuba Tokarczyk oraz perkusista Wojciech Górka. Muzycy nie mieli problemu ze zbudowaniem odpowiedniej atmosfery. Z łatwością można było wyczuć tą sceniczną chemię, która sprawiała, że doskonale czuli się ze sobą i w odpowiedni sposób każdy z nich reagował na to, co robili jego towarzysze.
Klub studencki – w takim miejscu bywają też osoby, które po prostu przyszły spotkać się w gronie znajomych. Ich rozmowy niestety momentami zakłócały odbiór koncertu. Wokalista na szczęście miał siłę przebicia i potrafił zachęcić ich do wysłuchania swojej twórczości. Takie miejsca nie są też idealne pod względem akustycznym i nagłośnienie często zawodzi. W tym przypadku nie było źle, ale momentami słabo słyszalny był wokal.
Ktoś może powiedzieć, że konwencja solo actu to żadna nowość i właściwie wszystko to już gdzieś widzieliśmy. Oczywiście, że tak. Nie był to koncert, który w znaczący sposób mógłby wpłynąć na polską scenę muzyczną, ale wcale nie musiał. Ważne, że był przyjemny i utrzymany na bardzo wysokim poziomie.
Wielu młodych ludzi ma głęboką potrzebę tworzenia. Robią to z wielką pasją oraz zaangażowaniem i na nasze szczęście dzielą się z nami efektami swojej ciężkiej pracy. Kraków jest idealnym miejscem do odkrywania takich muzycznych perełek. Korzystajmy z tego!