„To Kraków tworzy metamorfozy” – 10 lecie Tauron Areny, kwiecień 2024

Autorem pomysłu koncertu „To Kraków Tworzy Metamorfozy” jest śląski raper Miuosh. Projekt bazuje na twórczości Maanamu, Zbigniewa Wodeckie, Andrzeja Zauchy i Marka Grechuty. Oprócz klasycznego składu nazwijmy to rockowego, mieliśmy na scenie Orkiestrę Akademii Beethovenowskiej pod batutą Jana Stokłosy, a wokaliści to: Kuba Badach, Bela Komoszyńska, Grubson, Igo, Julia Pietrucha, Kacperczyk, Mery Spolsky, Renata Przemyk, Natalia Szroeder,Wiktor Waligóra i Krzysztof Zalewski czyli zestaw piorunujący.

Ale czy koncert był piorunujący? Moim zdaniem nie, ale po kolei.

Koncert odbył się z okazji 10 lecia Tauron Areny więc zacząć się musiał przemową. Tauron Arena to faktycznie wyjątkowe miejsce bardzo dobrych koncertów, goszczące najwybitniejszych artystów.

Muzycznie – idąc na ten koncert nastawiałem się na „trzęsienie ziemi”, a otrzymałem „łóżko wodne”. Było poprawnie, muzycznie bardzo dobrze, wokalowo dobrze ale… trochę nudno.

Moim zdaniem wykonawcy (żeby ich nie wymieniać z imienia i nazwiska) nie udźwignęli do końca utworów ikon krakowskiej muzyki, nie udźwignęli z dwoma małymi wyjątkami, ale to za chwilę.

I nie porównuje tu do wykonania Zbigniewa Wodeckiego, mam porównanie do zespołu Zacznij od Bacha gdzie wokalista Karol Berger zbliża się wręcz do oryginału, a w Tauronie były „flaczki z olejkiem”. Czy sam początek, czyli Szare miraże, utwór z takim potencjałem energetycznym, że nikt przy nim nie usiedzi tutaj zabrzmiał jakby miał zadyszkę.

Koniec koncertu był dość nagły, po prostu po ostatnim utworze, Miuosh wziął mikrofon i zaczął przedstawiać muzyków. I nie byłoby w tym nic złego bo to oczywista sprawa, że muzyków się przedstawia lecz nastąpiło to bardzo nagle, wokaliści wyszli na scenę, pogratulowali sobie nawzajem zrobili selfiaczki i… koncert się skończył.

Publika było nieco zdezorientowana, przypuszczam, że wiele osób spodziewało się Grande Finale lub co najmniej bisu, a tu buzia, rąsia goździk i pa. Na tej klasy koncercie to trochę dziwne.

Ale – były na tym koncercie dwa tąpnięcia, pierwsze to występ Renaty Przemyk, która wykonem Krakowskiego Spleenu wręcz wyrwała publikę z krzeseł i doprowadziła do owacji na stojąco.

Drugie to dziwny miks, który zaczął się grechutowym Dni których nie znamy, dziwnym bo piosenka ma potencjał żeby się sama obronić i dać publice pośpiewać, ale została „zmiksowana” z Na szczycie Grubsona, który porwał publikę do tańca. Moim zdanie Grubson jak najbardziej tak, bo dał energię, ale nie – w przerwanych Dniach których nie znamy, bo zniszczony potencjał „dania głosu publice”.

Reasumując, szedłem na ten koncert z radością i wysokimi oczekiwaniami, a dostałem bardzo poprawną, ładnie zwizualizowaną, okraszoną dwoma wisienkami, bezę – zamiast tortu 🙂 Ale nie żałuję – żeby nie było, może oczekiwania właśnie miałem zbyt wysokie?

Czytelnikom należy się wyjaśnienie odnośnie swoistej monotonii zdjęć z tego koncertu. Akredytowanych fotografów, nie związanych z Areną, posadzono na trybunach w odległości około 200 metrów od sceny bez możliwości zrobienia zdjęć z jakiekolwiek innego miejsca, stąd nudne, niestety, kadry…

Foto © Sławomir Natoński. All rights reserved.

Sławomir Natoński
Sławomir Natoński

Dj (w stanie spoczynku) z 20 letnim stażem, obecnie pracownik biurowy banku, który zaczyna żyć, po wyjściu z pracy, wraz z pierwszym spustem migawki. Fotografuje “od zawsze”. Pierwszy aparat, który dostał, rozebrał do ostatniej śrubki i nigdy nie złożył. Dopiero następny pchnął go w ten zaczarowany, zatrzymany w czasie świat. Zdjęcia robi dlatego, że lubi, nie musi. Jak sam mówi – czasem wystarczy jedno zdjęcie żeby oddać atmosferę konkretnego wydarzenia. Pasjonat muzyki reprodukowanej w najwyższej jakości – audiofil ale nie ortodoksyjny. Rowerzysta - turysta, który przejechał pół Polski, a drugie pół planuje.

Artykuły: 25
Skip to content