Solomia Pavlenko: moim największym marzeniem jest zwycięstwo Ukrainy

Miałam wielką przyjemność rozmowy z Solomią Pavlenko, utaletowaną śpiewaczką operowa i super mamą, którą znam od dzieciństwa. Rozmawialiśmy o jej drodze artystycznej i życiu prywatnym.

Warto wspomnieć, że dawno nie słyszałam na żywo jak się prezentuje piękny sopran tej wspaniałej śpiewaczki. W kwietniu zeszłego roku znów doświadczyłam wyjątkowego śpiewu Solomii w filharmonii. A był to niesamowity koncert – Liturgia uroczysta, autorstwa współczesnej ukraińskiej kompozytorki Łesi Dyczko. Wystąpił chór Filharmonii Krakowskiej, który poprowadził Alexander Humala, wśród solistów właśnie nasza bohaterka wywiadu Solomia, tenor Tomasz Świerczek oraz baryton Patryk Wyborski. Powiedzieć, iż byłam pod wielkim wrażeniem, to milczeć. Wspaniałe wykonanie, chór oraz soliści świetnie współbrzmieli, niepowtarzalny kijowski śpiew z głębią sakralnych tradycji wygenerował wyjątkową atmosferę. Publiczność była pod wielkim wrażeniem.

Cóż, wspomnienia grzeją, jak piękne partie Solomii, ale wróćmy do rozmowy…

O sobie Solomiia opowiada tak:

Urodziłam się w rodzinie muzyków w mieście Równe, tam właśnie zaczęłam swój twórczy szlak. Zawsze śpiewaliśmy w naszej rodzinie – czy to był dzień powszedni, czy święto, radość czy smutek, muzyka i śpiew były pośród nas. Pamiętam, jak wracaliśmy z mamą i bratem z cerkwi i idąc po ulicy, mogliśmy śpiewać różne pieśni ukraińskie.

Na początku to były jakieś regionalne konkursy piosenek, gdzie właśnie zrozumiałam, że scena to jest mój narkotyk i chce związać z nią swoje życie, chociaż zawsze trochę bałam się sceny (właśnie – tremę mam do teraz), ale ona zawsze przyciągała mnie jako magnes.

Kiedy poszłam do szkoły muzycznej, tez bardzo fascynującym było dla mnie to życie pośród muzyki, ale już na serio, bo do szkoły muzycznej wszystko było śpiewane intuicyjnie. A tu już się zaczęło poznawanie podstaw: kształcenie słuchu, fortepian, chór, audycje muzyczne, teoria muzyki. Nie powiem, że było łatwo, ale zawsze wspierali mnie moi rodzice i nauczyciele, z którymi do dziś mam bardzo ciepłe relacje.

Nigdy nie zapomnę, kiedy pojechaliśmy z chórem „Unison”, w którym śpiewałam podczas nauki w szkole muzycznej do Arteku na wielki międzynarodowy konkurs (po raz pierwszy w moim życiu, miałam wtedy 13 lat) i w ten rok wygraliśmy wszystkie złota we wszystkich nominacjach – chór, zespół wokalny i ja jako solista wygrałam Grand-Prix po raz pierwszy w historii tego konkursu. To był taki szok i niesamowite emocje, których nie mogę zapomnieć do dzisiaj! Właśnie od tego konkursu zaczęłam myśleć o karierze śpiewaczki operowej.

Po szkole muzycznej bardzo chciałam pojechać do Kijowa, do akademii muzycznej, żeby zacząć studia na dziale wokalnym, ale tata po prostu zmusił mnie abym wstąpiła do szkoły muzycznej II stopnia na dział teorii muzyki, żeby w przyszłości stać śpiewaczką inteligentną :))) Było ciężko, ale poddałam się … Co prawda wystarczył mi tylko rok takich studiów, nie mogłam bez śpiewu i tym razem tata poddał się na moje błagania i pozwolił na wyjazd do Kijowa. Ale to już inna i bardzo długa historia…

Wszystkie moje najjaskrawsze wspomnienia z dzieciństwa są związane z muzyką

Generalnie wszystkie moje najjaskrawsze wspomnienia z dzieciństwa są związane z muzyką. Ponieważ mam tatę chórmistrza i mamę śpiewaczkę, zawsze z bratem towarzyszyliśmy im w różnych wydarzeniach muzycznych w naszym mieście: koncerty kolęd, koncerty w filharmonii oraz udział w coniedzielnych nabożeństwach w cerkwi. Zawsze to było dla mnie wielkie święto.

Ale najbardziej pamiętam trasę od domu do domu z kolędami (niestety ta piękna tradycja odchodzi w moim kraju) i nieważne: mróz, chłód, śnieg po pasa, zawsze szliśmy z tą radością do ludzi. Także nigdy nie zapomnę odpustu na wsi u mojej prababci pod Lwowem, kiedy przyjeżdżała cała rodzina (około 30 osób) i był postawiony długi stół na podwórku pod wiśniami i śpiewy przez cały wieczór i noc. Jakie to jest pięknie, kiedy rodzina śpiewa, był to cały chór i potrafiliśmy śpiewać od 20 do 40 pieśni ludowych. To był najlepszy czas w moim życiu, tak mi tego teraz brakuje… Właśnie w takich klimatach rosłam) i jak po takich chwilach nie zostać śpiewaczką;)

Oczywiście mam ulubionych śpiewaczki, które inspirują mnie. Ze starej szkoły to Anna Moffo, Mirela Frenni oraz Luisa Tetrazzini, z nowej generacji Erin Morley, Olga Pasiecznik, Sofia Solovij, Nadine Sierra. Wszystkie łączy niesamowita kultura wykonania, kultura sceniczna, niezwykła pracowitość oraz doskonała technika wokalna, właśnie tymi swoimi cechami oczarowały mnie.

Mieszkam w Polsce od marca 2022 roku, po wybuchu wojny w moim kraju, Ukrainie. Musiłam chronić swoje dziecko, dla tego wyjechałam w ubezpiecznie miejsce. Polska stała dla mnie nie tylko drugim domem, ale i krajem w którym po długiej przerwie po urodzeniu córki zaczęłam budować swoją karierę. 

Po przyjeździe do Polski zadzwoniła do mnie Beata Klatka (dyrektorka Akademii Operowej w Warszawie) aby dowiedzieć  się, czy jestem bezpieczna i zaproponowała ponownie udział w warsztatach prowadzonych przez AO (w 2017-2018 latach uczestniczyłam w programie). To było potrzebne dla mnie wtedy, za co jestem bardzo wdzięczna Pani Beacie i wszystkim profesorom akademii (najbardziej Pani Oldze Pasiecznik, która jest moim „najjaśniejszym światłem” i przewodnikiem w świecie śpiewu, że przez 2022-2023 rok pomogli mnie ulepszyć moje umiejętności i nastawili mnie na dobre “tory”. Za to będę wdzięczna im do końca życia!

Pierwszy duży i wyjątkowy projekt dla mnie był koncert charytatywny w ICE KRAKÓW „Komposers4Ukraine” w ramach festiwalu Muzyki Filmowej. Miałam zaszczyt zaśpiewać światową premierę utworu „Pace” kompozytora Dirka Brosse z towarzyszeniem orkiestry z Ukrainy INSO-Lwiw pod batutą Aleksandra Chumala. To był jeden z tych występów, który nigdy nie zapomnę, w te chwili na scenie byłam taka dumna z tego ze jestem Ukrainką i taka wdzięczna za niesamowite wsparcie całego świata. Jeszcze jeden wielki projekt, który miałam szczęście zaśpiewać to partia Jüngfrau w oratorium Schumana „Das Paradies und die Peri” pod czas zimowej edycji festiwalu Opera RARA z zespołem znakomitych solistów, takich jak Ian Bostrige z Capella Cracoviensis pod batutą Jana Tomasza Adamusa. Także zaśpiewałam partie Ewy w oratorium Haydna „Stworzenie Świata” pod batutą Agnieszki Franków-Żelazny.

Moim ulubionym kompozytorem zdecydowanie jest Mozart. Jego język muzyczny to taka „santa semplice”, ale tyle tam jest zakodowanej piękności, prawdy, emocji, różnych kolorów, że po prostu całego życia jest za mało, żeby wydobyć z jego utworów sens, jaki w nich założył. Dla mnie to jest ogromna przyjemność i szczęście odzyskiwać w muzyce Mozarta (i nie tylko) odpowiedzi na wszystkie trudne pytania. Jest partia, o której marzę, to Sophie z opery Straussa „Der Rosenkavalier”, niesamowitej piękności muzyka. Mam nadzieje kiedyś to zaśpiewać. A moim ulubionym utworem jest „Adam’s Lament” Arvo Pärta. Taki głęboki tekst w połączeniu z niezwykle wzruszającą muzyka po prostu nie wychodzi mi z głowy.

Moja córka to mój największy sukces

Muszę powiedzieć, że moja córka to mój największy sukces, mogę opowiadać o niej godzinami. Ona ma wyjątkowe muzyczne zdolności i jest prawdziwą fanką opery. U nas w domu co wieczór jest wymyślana scenografia, kostiumy i śpiewana jakaś opera. Ola zawsze zna wszystkie moje arie i partie, których się uczę i mocno mnie wspiera. Ja nazywam Olę „domowa gwiazdą operową”. Ale po jednym ze spektakli „Das Paradies und die Peri”, gdzie na końcu arii moja bohaterka umiera, córka podeszła po zakończeniu do mnie i powiedziała: Wiesz co, mamusiu, ja już chyba nie chce być śpiewaczką… Wy zawsze na końcu umieracie, mnie to nie pasuje. Lepiej będę pianistka. Zobaczymy, co wyrośnie z mego dziecka.

Na szczęście mój mąż nie śpiewa (ile już można mieć tych muzyków w rodzinie), ale bardzo lubi słuchać. Kiedyś, jak tata dobierał nowy utwór dla swego chóru, to my, naszym rodzinnym kwartetem śpiewaliśmy to na głosy. Jeśli komponował sam, to właśnie rodzina śpiewała to jako pierwsza. Zawsze staraliśmy nauczyć się jakiejś nowej pieśni ludowej albo kolędy do świat. Dużo śpiewamy pieśni, ale najbardziej lubimy pieśni łemkowskie „Oj, wersze mij wersze” oraz „Pyju ja od samogo rana”.

W końcu października miałam szczęście wrócić na scenę Filharmonii Krakowskiej, żeby zaśpiewać znakomity „Pije Jesu” w Requiem Faurego z chórem i orkiestrą Filharmonii Krakowskiej pod batutą Macieja Tworka. To było wspaniałe doświadczenie. Co do Liturgii Lesi Dyczko, to mogę powiedzieć tylko to, że nic w tym życiu nie odbywa się prosto. Po raz pierwszy usłyszała tą muzykę, kiedy mój tata przygotowywał studencki chór, którego był kierownikiem, do nagrania płyty utworów kompozytorów ukraińskich. Najbardziej zafascynowała mi cześć numer 8 (Cheruwyms’ka pisnia), solo w której zaśpiewała moja mama. Wtedy, dla 7-letniej dziewczynki to była jakaś muzyka, na tyle niezwykła, ale piękna, po prostu kosmiczna, że cały czas chodziłam i śpiewałam to. Kiedy do mnie zadzwonił Pan Aleksander Humala, od razu zgodziłam się, bo ta muzyka jest dla mnie bardzo bliska i wyjątkowa dla mego serca. No i wreszcie, spełniliśmy my jeszcze jedne moje marzenie – zaśpiewać  „Cheruwyms’ka pisnia”, za co bardzo jestem wdzięczna dla Panu Aleksandrowi!

Oczywiście, było to dla mnie wielkie wydarzenie, miałam ogromną przyjemność wystąpić na jednej scenie z muzykami wysokiej klasy, którzy byli przygotowani perfekcyjnie (a zaśpiewać po ukraińsku bardzo to nie jest prosta sprawa). Także bardzo miło było widzieć duże zainteresowanie publiczności muzyką ukraińską, wsparcie widowni było niesamowite ciepłe. A dla mnie, przede wszystkim, jako Ukrainki była to wielka duma prezentować muzykę ukraińską w Polsce.

Przed samym wyjściem na scenę zawsze czytam modlitwę „Ojcze nasz”

Nie mam jakichkolwiek specjalnych rytuałów, po prostu dobrze wyspać się, na 2 godziny przed koncertem zjeść coś lekkiego i oczywiście rozśpiewać się. Ale przed samym wyjściem na scenę zawsze czytam modlitwę „Ojcze nasz”, wtedy jestem spokojniejsza (śmiech).

Swoje suknie zawsze wybieram i kupuję sama, ponieważ ma być w niej przede wszystkim komfortowo i oczywiście ma ona odpowiadać tematowi koncertu. Zresztą, dla mnie to pewnego rodzaju relaksacja, chociaż nie mam na to za dużo czasu (śmiech).

Do 24.02.2022 bym powiedziała, że międzynarodowa kariera, występy w wielkich salach operowych… – ale nie ma większego szczęścia dla mnie, jak być razem ze swoją rodziną w Ojczyźnie. Dla tego na ten moment moim największym marzeniem jest zwycięstwo mojej Ukrainy w tej okropniej wojnie i spokojne niebo dla mego dziecka!

Dziękuje bardzo za rozmowę!

Anna Sz:pilewska: To wspólne marzenie wszystkich Ukraińców i wspierających ich ludzi. Niech ono się spełni… Też jestem bardzo wdzięczna za rozmowę i życzę wszelkich sukcesów!

foto: archiwum artystki

Anna Szpilewska
Anna Szpilewska

Muzykolog, dziennikarz muzyczny, początkująca pisarka, absolwentka Akademii Muzycznej we Lwowie. Pracowała jako dziennikarz w Lwowskiej Filharmonii, a także nauczyciel teorii w szkole muzycznej "Dudaryk". Odbyła praktykę w gazecie "Lwowska poczta" i w lwowskim radiu. Pisze teksty dla różnych magazynów, stron internetowych, blogów. Aktualnie mieszka w Krakowie i stara się rozwijać, rozwija też uczniów w szkole muzycznej jako nauczyciel gry na pianinie. Pisze teksty dla różnych mediów. Uwielbia muzykę klasyczną, jazzową, folkową.

Artykuły: 21
Skip to content