MUZYKA MUSI ZAREZONOWAĆ Z ODBIORCĄ – wywiad z Paniąlas na Festiwalu TAK BRZMI MIASTO 2022

Niewątpliwie mistyczna aura Hevre jest idealnym tłem do dziania się żywej sztuki, wzmaga chęć do prowadzenia istotnych dialogów i otwartej wymiany poglądów. W ramach tegorocznej edycji Festiwalu Tak Brzmi Miasto m.in. na scenie Hevre zabrzmiała muzyka. Jedną z  Artystek Festiwalu była Panilas. Postanowiłam poeksplorować unikalne wnętrze kawiarni i wykorzystać je jako tło do rozmowy z Magdaleną Sowul – kreatorką projektu Panilas – lawirując między tematami istotnymi dla kobiety i artystki.

AC: Cytując prof. Lidię Zielińską: „Muzyka to podstępna bestia, która z ukrycia steruje emocjami”. Jak Ty się ustosunkujesz to takiego stwierdzenia?

Panilas: Pewnie mniej lub bardziej otwarcie to się dzieje, ale totalnie tak jest. Myślę, że muzyka ma taką niesamowitą zdolność przenikania rzeczywistości i towarzyszenia jej w różnych planach, bliższych i dalszych. Mam też doświadczenie komponowania muzyki do spektakli teatralnych i naocznie mogę stwierdzić jak bardzo obecna jest muzyka w spektaklu. Nie na pierwszym planie, ale spaja poszczególne elementy i wpływa na wszystko co się dzieje.

AC: Mam wrażenie, że podczas spektaklu dobrze dobrana muzyka sprawia wrażenie jakby jej nie było – spaja całość, ale gdzieś nam umyka niepostrzeżenie.

Panilas: Tak, aczkolwiek może przejąć rolę wiodącą i wyjść na pierwszy plan lub może być puppet master’em i gdzieś z oddali sterować wszystkim. Zdecydowanie się z tym zgadzam.

AC: Czy Twoim zdaniem poszerzona autorefleksja i wiedza to konieczne elementy dojrzałości i profesjonalizmu muzyka? Z drugiej strony funkcjonuje przecież opinia, że dobry muzyk to takie radosne zwierzę grające, działa rękami i sercem, a myślenie może mu wręcz zaszkodzić.

Panilas: Myślę, że to zupełnie zależy od tego co się robi. Bo można być: muzykiem/muzyczką, artystą/artystką, wykonawcą – tak po prostu – i wykonywać utwory, które np. tworzy ktoś inny. Ale jeżeli jest się twórcą/twórczynią i to co się robi to osobista wypowiedź, to wówczas autorefleksja, podróż w głąb siebie i poszukiwanie tego co ma się do powiedzenia, zdecydowanie pomagają w procesie twórczym.

AC:  Wracając do początków: jak zaczęła się Twoja współpraca z Mystic Production? Czy wygrana na 49. Festiwalu Fama była momentem zapalnym? I nagle pojawiły się propozycje?

Panilas: Wygrana na Famie zdecydowanie była impulsem. To jest dla mnie ciekawa historia, gdyż ja – jako Panilas – zagrałam na tym Festiwalu swój pierwszy koncert. To był absolutny debiut z tym materiałem przed publicznością. Jechałam tam nie wiedząc czego zupełnie się spodziewać:, jak ten materiał zarezonuje z publicznością. Jechałam więc z przekonaniem: sprawdzę, zobaczę. Miejsce Festiwalu jest dla mnie ważne i jest odpowiednie do sprawdzania różnych artystycznych propozycji. Cała przygoda zakończyła się główną nagrodą, co dało mi niesamowitego wiatru w skrzydła i wewnętrznego przekonania, że to jest to, co powinnam dalej rozwijać. Oczywiście wymagało to wysiłku z mojej strony, żeby kontakt z Mystic’iem się nawiązał.

AC:  Czyli to Ty zaatakowałaś Ich jako pierwsza?

Panilas: Różnymi torami toczyła się ta historia – jak to zawsze bywa. Ale ostatecznie decyzja jest po stronie wytwórni: czy są zainteresowani artystą, czy nie. Natomiast żeby zaistnieć na Ich radarze konieczne było wykonanie pracy i zaangażowanie z mojej strony.

AC: Z którego kawałka na debiutanckim „Gynoelectro” najbardziej jesteś dumna i dlaczego?

Panilas: To jest takie pytanie: które dziecko kochasz najbardziej? Hmmm…

Utworem, z którego jestem bardzo dumna i który też bardzo lubię jest „Ocean”. Jest bardziej wyciszony i oszczędny w środkach niż pozostałe „rzeczy” na płycie. Opowiada o: rozstaniu, złamanym sercu, o podróżowaniu po ciemnych dolinach, które ujawniają się w nas po przejściu takich sytuacji. „Ocean” jest dla mnie bardzo osobisty. Ogromnie Go lubię również dlatego, że Marek Pędziwiatr, który robił ze mną tę płytę, wspierał mnie muzycznie i produkcyjnie wyczarował w tym utworze zupełnie kosmiczne muzyczne feniksy syntezatorowe. Za każdym razem jak tego słucham to sobie myślę: „wow – jakie to jest wspaniałe!”.

AC: Tak jak powiedziałaś: „Ocean” jest bardziej oszczędny. Czy paradoksalnie trudniej jest stworzyć utwór oszczędny, nieprzeładowany w środkach, gdzie czystość formy i jasność przekazu muszą same go obronić i poruszyć czyjąś emocję?

Panilas: Oczywiście. Moim zdaniem prostota i jednocześnie siła w tym co ma się do przekazania i sposób, by treść poruszyła słuchacza to trudna kombinacja. Myślę, że w różnych artystycznych życiach, drogach zawsze jest ten moment, kiedy się myśli: „im więcej, tym lepiej”; „ja tu teraz wszystkim pokażę” ilu rzeczy mogę użyć jednocześnie i jak wspaniale. Ale to nie zawsze służy. Przekaz, który ma się do powiedzenia może zniknąć w tej napakowanej formie

AC:  „Amy” i „Benzyna” – musiałaś wejść w obcą skórę – mamy tutaj cudze teksty. Jak komponuje się muzykę do nie swojego przekazu myśl?

Panilas: Ja akurat bardzo to lubię. To mi daje zupełnie inną perspektywę. Gdy jest to mój tekst to perspektywa jest bardziej ze środka. Natomiast, gdy jest on czyjś to mam wrażenie – przynajmniej na tym etapie, na którym jestem teraz – że pozwala mi to na trochę większe szaleństwo, sięgnięcie po środki, które nie byłyby moim pierwszym osobistym wyborem.

To jest też ciekawa historia, że teksty pochodzą ze spektaklu „Nocni Pływacy” w reżyserii Pameli Leończyk, tekst napisał Jose Manuel Mora, w tłumaczeniu Kingi Kowalskiej. Robiłam muzykę do tego spektaklu, też gram w nim na żywo i występuję jako postać i właśnie tu m.in. te dwa utwory się pojawiają. Dużo pracuję w teatrze i komponuję muzykę do spektakli – bardzo to lubię. Zauważyłam, że takie działanie bardzo mnie otwiera, wiele się uczę, również opuszczania mojej wewnętrznej krainy, środków i brzmień, po które lubię sięgać i zaczynam szukać, chwytać coś poza, by to służyło szerszemu celowi, jakim jest właśnie spektakl.

AC:  „Zadaniem dzieła sztuki jest wyróżniać się z otoczenia, przyciągnąć i zaabsorbować uwagę odbiorcy, poruszyć go emocjonalnie i wywołać przepływ myśli tematycznie z dziełem związanych”[1]Czy dzieła wybitne potrafią tworzyć jedynie artyści, którzy przeżyli prawdziwe cierpienie? Pytam w nawiązaniu do twojej walki z rakiem sprzed kilku lat. Czy Gynoelektro i projekt Panilas miałyby szansę zaistnieć gdyby nie ta próba sił?

Panilas: To jest ciekawe pytanie. Chyba nie umiem na nie odpowiedzieć. Bo trudno jest mi gdybać: co by było, gdyby się to nie wydarzyło. Na pewno to była dla mnie sytuacja bardzo definiująca resztę mojego życia. Sprawiła, że spojrzałam na to: w jakim wtedy byłam momencie i stwierdziłam, że skoro nie wiem ile tego czasu mi zostało – to było doznanie bezpośrednie i namacalne, że naprawdę tego nie wiemy – to, gdy już wszystko się dobrze zakończyło miałam refleksję, że nie ma sensu czekać i trzeba sięgać po to co się pragnie. A moim wielkim pragnieniem było mówienie własnym głosem na scenie – muzycznie też.

Myślę, że to było jedno z największych formujących mnie doświadczeń jako artystkę. Z takiego też względu, że dało mi dużo odwagi do sięgania po swoje.

AC:  Tworząc muzykę martwisz się, patrząc przez pryzmat możliwego odbiorcy, czy mu się to spodoba? Czy próbujesz wyreżyserować odbiór wrażeń u słuchacza? A może Twoja wizja jest najważniejsza a odbiór drugorzędny?

Panilas: Ja mam dość obsesyjny tryb twórczy. Wpadam w tunel, stan płynięcia i wtedy zupełnie nie jest dla mnie istotne jak się tego słucha zewnętrznym uchem. Podążam za tym, co do mnie przychodzi i istotne jest: czy mi się to podoba i czy we mnie wzbudza to co bym chciała, to co sobie założyłam, że może zaistnieć w wyniku procesu twórczego. Oczywiście na późniejszym etapie: jak piosenka jest skomponowana, kiedy już pracuję nad nią bardziej produkcyjnie, dobieram brzmienia, robię wstępny mix’y to wtedy wchodzę w tryb zewnętrznego ucha – to jest takie miejsce, w którym jestem w stanie w jakiś sposób lekko zewnętrznym uchem tego posłuchać. Natomiast, nigdy to nie jest tak, że tworzę piosenki, które mają się spodobać odbiorcy. To jest zawsze mój głos wewnętrzny, który chcę uzewnętrznić. Oczywiście z nadzieją, że ten odbiorca to przyjmie, bo robię muzykę dla słuchacza, a nie dla samem siebie. Ale nie wychodzę z założenia, że robię piosenki „takie”, ponieważ „takie” się słuchają i dobrze sprzedają.

AC:  Jaki jest Twój styl pracy, nawyki, techniki i upodobania? Zarówno w studiu nagrań jak i w teatrze?

Panilas: Mój styl pracy jest taki mało romantyczny. W takim sensie, że bardzo sobie cenię regularność i faktycznie codzienne siadanie w studio. Mam o tyle komfortową sytuację, że mam własne studio w domu, mogę sobie usiąść w nim z kawą i w kapciach i w piżamie. Ale faktem jest, że absolutnie nie sprawdza się czekanie na natchnienie z kosmosu, tylko regularne siadanie do pracy i podejmowanie prób wzbudzenia się w stan inspiracji. Co czasami się udaje, czasami nie – co nie znaczy, że ten czas spędzony na rzeczy mniej wybitne jest stracony. Tak jak po każdej burzy mózgów ma się tych nie wspaniałych pomysłów ileś. Ale muszą one zostać uwolnione na świat po to, żeby mogły przyjść kolejne, bardziej natchnione. Myślę, że taka regularność, dyscyplina i też wyzbycie się zbytniego pietyzmu i mitologii przy podchodzeniu do procesu twórczego – w oparciu o zasób, który się ma, kreatywność i moc – pozwala się nauczyć wprowadzania się w stan wywoływania inspiracji.

 AC:  A jakie rzeczy wywołują u Ciebie inspirację? Czy masz jakieś poza muzyczne źródło inspiracji?

Panilas: Na tym etapie mojego życia sama dla siebie jestem tematem. Haha… Co może niezbyt wspaniale brzmi, ale aktualnie właśnie autorefleksja, autoetnografia, przyglądanie się sobie, też zastanowienie się nad swoją pozycją w świecie, nad tym jakie role są mi narzucane, co mi to robi i dlaczego i opowiadanie o tym –  na ten moment jest dla mnie najbardziej inspirujące.

AC:  Czego ostatnio słuchałaś i na co zwracasz uwagę słuchając muzyk?

Panilas: Ostatnio obsesyjnie słucham „Sadzy” Brodki. Pierwsza rzecz, na którą zwracam uwagę to: czy utwór na mnie działa czy nie. I lubię taką muzykę, która emocjonalnie mnie porusza i  faktycznie mnie gdzieś zabiera. Bo jeżeli tak się nie dzieje to jestem w stanie docenić jedynie kunszt produkcyjny, techniczny, instrumentalny. Lecz niewiele więcej z tego dla mnie wynika. Natomiast, gdy pojawia się utwór, który mnie porusza to lubię z Nim być długo, eksplorować Go. Mam też taki zwyczaj słuchania płyt w kółko do momentu kiedy już nie mogę. Haha… To jest taka pierwsza warstwa, a potem słucham Go już z takim profesjonalnym skrzywieniem. Zastanawiam się jak to jest zrobione, wyprodukowane, jakie środki są użyte. To już jest taka stricte analiza.

AC:  Czyli dla Ciebie warstwa emocjonalna może przykryć wszystkie mankamenty utworu i niedoróbki techniczne?

Panilas: Oczywiście, że tak. Jestem w stanie słuchać muzyki, która jest np. nagrana na koncercie, gdzie słyszysz publiczność i inne rzeczy – które na nagraniu studyjnym nie mają prawa się zadziać, a w sytuacji koncertowej nic nie odbierają muzyce.

AC:  W jednym z wywiadów przyznałaś, że materiał z Gynoelektro jest już od dłuższego z Tobą i ciągnie Cię w nowe? Czy planujesz nas ponownie zaskoczyć  i następna płyta będzie kolejną odsłoną Ciebie? Czy pozostaniesz przy aktualnej stylistyce lub popłyniesz w inne gatunki muzyczne?

Panilas: Tak, już pracuję nad nowym materiałem. Myślę, że nie będą to jakieś radykalnie odmienne rzeczy. Natomiast wiadomo, że się ewoluuje. I jak dzisiaj słucham tej płyty – będąc w tym miejscu, w którym jestem dzisiaj – to czuję, że pewne rzeczy zrobiłabym inaczej, użyłabym innych środków. Jednocześnie wydaje mi się, że piękne jest to, że ta płyta staje się zapisem momentu, w którym się było. Jest zapisem osobistej artystycznej historii…

AC:  Jaka jesteś poza muzyką? Czy to już jest tak silny związek, że bez muzyki nie istniejesz?

Panilas: Trochę tak. To jest moja profesja, taki mam zawód, tym się zajmuję, w takim też obracam się środowisku. Wiele moich przyjaciół też jest z tej branży i ta muzyka towarzyszy mi od dziecka, więc myślę, że nie da się nas oddzielić od siebie.

AC:  To dobry omen dla Twoich słuchaczy.

Panilas: HAHA…

AC: W jednej z recenzji Gynoelectro zostałaś zaliczona do polskiej sceny bezkompromisowych artystek – takich jak: Kaśka Nosowska, Maria Peszek czy Mery Spolsky. Co czujesz, gdy Twoje nazwisko pojawia się w tak silnej ekipie?

Panilas: Jest to trochę onieśmielające, ale też wspaniałe uczucie. Myślę, że trochę jeszcze przede mną drogi, żeby stawać w szranki z Marią czy z Kasią Nosowską. Sama bym siebie w tym Panteonie nie ustawiła – na pewno. Natomiast jest to miłe.

AC:  Motywujące?

Panilas: Tak, zdecydowanie.

AC:  Czy marzy Ci się współpraca z jakimś artystą lub może projekt jest już w realizacji?

Panilas: Na przykład wyżej wymienione: Maria Peszek i Katarzyna Nosowska – to byłoby absolutnie wspaniałe.

AC:  Czyli aktualnie nie współpracujesz z żadnym Artystą?

Panilas: W tym momencie nie, ale kto wie: co przyniesie przyszłość

AC:  Co sądzisz o tego typu festiwalach, które prezentują artystów różnorodnych gatunkowo? Czy warto uczestniczyć w festiwalach z mixem gatunkowym czy lepiej w mono gatunkowych?

Panilas: To zależy od tego czego się potrzebuje w danym momencie. Ja uwielbiam tego typu sytuacje, ponieważ słucham różnorodnej muzyki, nigdy gatunkowo się nie zamykam. I też piękne jest to, że podczas takich festiwali otrzymujemy pokaz tego co aktualnie ciekawego, nowego, żywego, wibrującego dzieje się na scenach. To są też często rzeczy, na które pewnie sama nigdy bym nie trafiła, spotify’ajowe algorytmy by mi nie podpowiedziały. I np. przypadkiem wchodzę na koncert Artysty, nawet Go nie znam, ale coś mnie ciągnie w kierunku sceny, stwierdzam: idę, zobaczę i nagle się okazuje, że to był strzał. Myślę, że po to są mix’owane festiwale, by takie odkrycia można było czynić. Oczywiście stricte gatunkowe festiwale, kiedy idzie się po to czego się chce i tam się to dostaje też doceniam.

AC:  A planujesz uczestniczyć dzisiaj w koncertach również jako słuchacz?

Panilas: Oczywiście mam nadzieję zobaczyć jak najwięcej. Najpierw jednak ogarnianie sprzętu. To jest niestety ta niemiła część grania na takim festiwalu, kiedy jest mało czasu pomiędzy, trzeba z wszystkim szybko się uporać, oczyścić scenę i wywieźć sprzęt i dopiero wtedy wejść w tryb słuchania. Mam nadzieję szybko się z tym uwinąć i być obecną, żeby badać, czuć ten puls i sprawdzać co aktualnie się dzieje i buzuje na polskiej scenie muzycznej.

AC: Kończąc naszą rozmowę: Jaki jest Twój najbliższy cel? A może spoglądasz w dalsza perspektywę?

Panilas: W najbliższym czasie trochę koncertów przede mną. Jestem akurat w trakcie dopinania klubowej trasy koncertowej. Wkrótce też będą ogłoszenia. Można śledzić to na wszelkich portalach social mediowych. Zapraszam do tego.

Myślę sobie, że płyta już jest i teraz bardzo chcę ją grać na żywo.


[1] [P. Markiewicz, P. Przybysz, Neuroestetyczne aspekty komunikacji wizualnej i wyobraźni,].

Foto © Alice Cupid. All rights reserved.

Zdjęcia z koncertu PANILAS w ramach Festiwalu TAK BRZMI MIASTO 2022, Klub HEVRE, dn. 12.11.2022r.
Alice Cupid
Alice Cupid

Dziennikarz i fotoreporter. Z zawodu architekt, absolwentka Wydziału Architektury na Politechnice Krakowskiej. W pracy zawodowej istotne jest twórcze przełożenie oczekiwań klienta na formę przestrzenną przy zachowaniu maksymalnej funkcjonalności i wysokich walorów estetycznych. Fotografia koncertowa, muzyka, perkusja to równorzędne pasje. Muzyka na żywo obnaża prawdziwe emocje artysty i odbiorcy, to punkt zapalny by działać jak “go-getter”.

Artykuły: 6
Skip to content