Legendarna msza – Missa Papae Marcelli

Wiele jest kompozycji w historii muzyki, wokół których narosły legendy. Wystarczy wspomnieć V Symfonię Beethovena czy Requiem Mozarta – dzieła, będące jednocześnie emblematami swych twórców. Cechą znamienną każdego „legendarnego” utworu jest jego wielkość. Niestworzone historie nie narastają wokół podrzędnych wprawek kompozytorskich, czy utworów kompozytorów marginalnych. Są również twórcy, których jedno dzieło stało się niemalże miarą ich talentu (zupełnie niesłusznie). Sztandarowym przykładem takich kolei losu jest Missa Papae Marcelli Giovanniego Pierluigiego da Palestriny, którą wykonał zespół wokalny Collegium Palestrinae pod dyrekcją Michała Staromiejskiego 17 maja.

Giovanni Pierluigi da Palestrina
Giovanni Pierluigi da Palestrina

Od pierwszych dźwięków tej urzekającej kompozycji można było przenieść się w świat renesansowego Rzymu z którym kompozytor związał swe losy. Kolegiata św. Anny w Krakowie, po nawach której rozchodziły się dźwięki polifonii, mogła pomóc odbiorcom wyobrazić sobie kaplicę sykstyńską, gdzie prawdopodobnie Msza była wykonywana. To porównanie nie jest znów tak odległe, gdyż projektujący kościół Tylman z Gameren wzorował się na świątyni San Carlo in Catinari właśnie w Wiecznym Mieście.

Missa Papae Marcelli jest kompozycją, która obroni się chyba zawsze, tak jak stało się to po raz pierwszy wg legendy, jeszcze w czasie soboru trydenckiego. W związku z przenikaniem treści i melodii świeckich do śpiewów kościelnych, świątobliwa kongregacja miała zadecydować o usunięciu wszelkiej polifonii z liturgii katolickiej. Za sprawą traktatu z 1607 r. włoskiego teoretyka muzyki Agostino Agazzari’ego, utarł się przesąd, jakoby po wysłuchaniu eufonicznego brzmienia mszy Palestriny, obradujący biskupi zmienili zdanie, a twórczość Giovaniego stała się odtąd wzorem zbożnej muzyki. Muzykolodzy już dawno zrewidowali prawdziwość tego przekazu, faktem jednak pozostaje, że Msza, dedykowana papieżowi Marcelowi II od początku przykuła uwagę swą pełnią brzmienia, spokojem i wręcz anielską aurą.

Taki też był odbiór i tego wieczoru. Zespół śpiewał znakomicie. Wysokie rejestry, w których lubował się Palestrina, brzmiały czysto, a wszystkie głosy, szczególnie w akordach końcowych, idealnie ze sobą współgrały pod względem balansu brzmienia. Warto tu zwrócić uwagę zwłaszcza na górne partie, gdyż przeciętnemu słuchaczowi mogłoby się zdawać, że muzyka nie ma oparcia basowego. Ale to jest właśnie znak rozpoznawczy techniki kompozytorskiej Palestriny- wysoka tessitura, za sprawą której twórca oddawał swój talent ad maiorem Dei gloriam. Od czasu do czasu chór rozpoczynał trochę nieprecyzyjnie, ale zupełnie nie przeszkadzało to w odbiorze. Można by to poczytywać wręcz za zaletę, bo cóż by to znaczyło, gdyby dzieło doskonałe wykonane było idealnie? Idealne pozostaje tylko na papierze jako przedmiot intencjonalny (za Romanem Ingardenem), a nam śmiertelnikom pozostaje tylko zbliżyć się poprzez głos do tego co w zamyśle miał Giovanni Pierluigi da Palestrina.
W drugiej części koncertu wykonana była kantata Aus der Tiefen rufe ich, Herr zu dir BWV 131 Jana Sebastiana Bacha. Zagrał zespół instrumentalny Il Vento, a śpiewał Chór V LO im. Augusta Witkowskiego pod dyrekcją Ewy Kieres. Po Missa Papae Marcelli nawet Bach nie miał łatwo. Solistami byli Krzysztof Kozarek (tenor) i Michał Staromiejski (bas). Obie arie solowe wykonane zostały zgodnie z tym, czego można by się spodziewać po najlepszych śpiewakach związanych z wykonawstwem historycznym. Uwagę przykuł zatem pełny, otwarty głos, oszczędne vibrato i oczywiście wrażliwość na frazę. Purystom muzycznym nie umknąłby na pewno „eklektyczny” skład zespołu instrumentalnego. Mam na myśli współczesne instrumenty smyczkowe i obój, połączone z teorbą i klawesynem. Nie miejsce tu jednak na spory dotyczące praktyki wykonawczej. Zespół brzmiał czysto, w sposób wyważony pod względem balansu, a ponadto z pełną była świadomością roli jaką w poszczególnych fragmentach pełni skład instrumentalny. Chórowi szkolnemu należą się wielkie brawa, gdyż niełatwa to sztuka występować u boku doświadczonych muzyków. Tutaj zabrakło jednak przede wszystkim masy brzmienia i górnych rejestrów. Być może młodzież była stremowana (nic dziwnego). Pod względem ilości obsady równowaga była bardzo dobra (9 sopranów, 6 altów, 3 tenory, 6 basów), czego nie dało się odczuć przy słuchaniu. Od czasu do czasu udawało się za to „wyłapać” co odważniejsze basy, które jakby chciały dodać animuszu swym kolegom i koleżankom (bardzo zresztą słusznie).
Nawiązując do początku tekstu, można powiedzieć, że tego popołudnia Palestrina był górą (a raczej jego msza), co oczywiście nie umniejsza wielkości Bacha. Gdybyśmy spojrzeli z dystansem na linię rozwojową Palestrina – Bach, to od razu zauważymy, że ten pierwszy był niepisanym nauczycielem lipskiego mistrza w zakresie kontrapunktu. Parafrazując słowa Rossiniego o Beethovenie i Mozarcie, można powiedzieć, że Bach był największy, ale Missa Papae Marcelli Palestriny jedyna.

Damian Kułakowski
Damian Kułakowski

Damian Kułakowski - dziennikarz, absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie skrzypiec. Laureat XXXVI Olimpiady Artystycznej w sekcji historii muzyki (2012). Działalność publicystyczną prowadzi od wielu lat, pisząc na łamach Młodzieżowej Gazety Muzycznej. Teksty były publikowane w dodatku do Gazety Wyborczej oraz Beethoven Magazine. Na koncie ma wywiady z artystami takimi jak maestro Krzysztof Penderecki, Julian Rachlin, Janusz Wawrowski, Amandine Beyer. Jego pasją jest kolekcjonowanie płyt a także gra na altówce we wszelkich formacjach kameralnych.

Artykuły: 20
Skip to content