„Luxtorpeda akustycznie, czyli jak wulkan próbował szeptać” – koncert w Klubie Studio

Gdy ktoś mówi „Luxtorpeda”, pierwsze, co przychodzi do głowy, to ściana dźwięku, pięść riffu prosto w przeponę i wokal, który przypomina raczej walkę na miecze niż delikatne plumkanie. A tu – proszę bardzo – piątkowy wieczór, 5 kwietnia 2025, Kraków, Klub Studio, scena zalana ciepłym światłem i… krzesełka. Widzowie siedzą. Niektórzy z dzieciakami. Inni z termosami (naprawdę). Zamiast pogo – pieluchy i popcorn.

Zespół Luxtorpeda, znany z energetycznych koncertów, postanowił tym razem zanurzyć się w spokojniejsze rejony dźwięków. Akustycznie. Jakby ktoś próbował ujarzmić huragan… z pomocą fletu i herbaty z melisy. I choć technicznie rzecz biorąc wszystko było na miejscu – instrumenty stroiły, wokale czyste, oświetlenie malowało atmosferę jakbyśmy siedzieli w jakimś offowym teatrze – coś tu zgrzytało. Ale subtelnie, jak kostka lodu, która spada do pustej szklanki w środku nocy.

Koncert miał strukturę dobrze przemyślaną – utwory płynnie przechodziły jeden w drugi, przeplatane były anegdotami, żartami (czasem dość suchymi, ale za to konsekwentnie), a muzycy odgrywali swoje partie z precyzją godną chirurgów. Tylko zamiast skalpela – kapele. Atmosfera bardziej przypominała lekcję muzyki w bardzo alternatywnej szkole podstawowej niż klasyczny koncert rockowy.

Czy to był zły koncert? Absolutnie nie. Był po prostu… inny. Jakby Lica (Robert Friedrich) założył wełniany sweter, zrobił sobie herbatę z imbirem i powiedział: „Dziś nie krzyczymy. Dziś rozmawiamy szeptem.”

Ale czy to Luxtorpedzie pasuje?

No cóż. Nie każdemu wulkanowi do twarzy w kapciach.

I moim zdaniem – akustyczne koncerty nie są dla wszystkich. A już na pewno nie dla zespołu, który na co dzień ryczy jak lew, a nie mruczy jak kot.

Sławomir Natoński
Sławomir Natoński

Dj (w stanie spoczynku) z 20 letnim stażem, obecnie pracownik biurowy banku, który zaczyna żyć, po wyjściu z pracy, wraz z pierwszym spustem migawki. Fotografuje “od zawsze”. Pierwszy aparat, który dostał, rozebrał do ostatniej śrubki i nigdy nie złożył. Dopiero następny pchnął go w ten zaczarowany, zatrzymany w czasie świat. Zdjęcia robi dlatego, że lubi, nie musi. Jak sam mówi – czasem wystarczy jedno zdjęcie żeby oddać atmosferę konkretnego wydarzenia. Pasjonat muzyki reprodukowanej w najwyższej jakości – audiofil ale nie ortodoksyjny. Rowerzysta - turysta, który przejechał pół Polski, a drugie pół planuje.

Artykuły: 28
Przejdź do treści