-
Telefon: + 48 696 996 410
-
Email: kontakt@muzyczny-krakow.eu
Przedzimie
Miała być długa opowieść o „przedzimiu” w górach. Przedzimie to moje prywatne określenie właśnie tej pory w roku. Pory, która nie jest odczuwana w miastach, ale poza nimi a szczególnie w górach, jest bardzo wyrazista. To czas, kiedy natura jest już gotowa na przyjęcie zimy a ta jeszcze nie nadeszła. „Przedzimie” to głównie kolory, ale też zapachy i nastroje. To grafitowe niebo i dziwny czas oczekiwania.
Napisałem że miała być długa opowieść … a będzie krótka. Ten serwis to chyba nie najlepsze miejsce na dywagacje nad upływającym czasem i stacją kolejową w Węgierskiej Górce. Kiedyś schludna i czysta z fascynującą kasą biletową. Na stacji królował groźny zawiadowca w czerwonej czapce i z lizakiem w dłoni. Zatrzymywały się tu parowozy (trakcja elektryczna kończyła się w Żywcu), okryte płaszczem pary, gorące i pachnące rozgrzanym olejem. Dzisiaj stacja jest porzucona, zdewastowana, upstrzona napisami i wymarła. Ale zostawmy to, opowieść ma być o górach i „przedzimiu”.
Dostać się z Krakowa w Beskidy nie jest łatwo. Komunikacja pomiędzy nimi nie istnieje, ja wybrałem wersję autobusową z przesiadką na pociąg w Bielsku – Białej. Trasa jest koszmarna, przez Kalwarię, Andrychów i Wadowice. Droga jest wąska a natężenie ruchu bardzo duże. Dworzec autobusowy w Bielsku – Białej nie należy do nowoczesnych i pięknych. Ale autobus z Krakowa tam się nie zatrzymuje. Staje na stacji benzynowej naprzeciw dworca, pomiędzy wyjazdem z myjni a stanowiskiem kompresora …
Dalsza podróż to pociąg do stacji w Węgierskiej Górce, opisanej powyżej. Dalej już piechotą do Żabnicy a następnie szlakiem niebieskim do schroniska na Hali Boraczej (około 3 godzin marszu pod górę i ponad 9 kilometrów). To chyba najdziwniejsze schronisko górskie w Beskidach. Najdziwniejsze i … najbrzydsze. Teraz otrzymało piękną elewację, ale najbrzydsze pozostaje nadal. Zbudowane w formie prostokątnego pudełka w miejscu, które „feng shui” określa jako najgorsze z możliwych. Położone z dala od głównych szlaków turystycznych, od lat żyje własnym życiem. Jeszcze ciekawsza jest jego geneza.
Pierwsze, drewniane schronisko wybudowane zostało w 1928 roku przez Żydowskie Towarzystwo Sportowe „Makkabi” z Bielska jako obiekt drewniany. Było to wówczas pierwsze żydowskie schronisko na świecie. Po jego uruchomieniu opiekę nad schroniskiem objęło Żydowskie Towarzystwo Turystyczno-Narciarskie (powstałe z sekcji narciarskiej ŻTS). Schronisko było małe, z beli ciosanych, na kamiennej podmurówce, z gankiem. 12 marca 1932 budynek strawił pożar, jednak szybko podjęto się odbudowy i w listopadzie otwarto nowe, murowane schronisko. Według innych źródeł, ze względu na dużą popularność stary obiekt okazał się za mały, więc w 1934 wybudowano obok drugie schronisko, murowane i większe. Stary obiekt miał z czasem stać się budynkiem gospodarczym. Posiadał dwie duże sale restauracyjne i 50 miejsc noclegowych.
Nowe schronisko, nazwane imieniem Maxa Nordaua, było jednym z najnowocześniejszych w Polsce – zasilane było energią elektryczną, posiadało 8 pokoi gościnnych, świetlicę, pomieszczenia gospodarcze – ogólnie mogło pomieścić 100 osób. Przy budynku wybudowano także domek zdrojowy i składnicę nart. Działała przy nim także poczta górska, a od grudnia 1936 roku połączenie ze światem zapewniała linia telefoniczna.W czasie II wojny światowej schronisko uległo rabunkowi i dewastacji, przetrwało jednak wojnę. Po wojnie stało się własnością babiogórskiego oddziału PTT, który ponownie uruchomił je w 1946 r. W latach 1968-1970 dokonano generalnego remontu, zmieniającego wygląd zewnętrzny. Jesienią 2008 r. wykonano wymianę elewacji na drewnianą. [źródło: Wikipedia]
Bywałem tam kilkukrotnie na przestrzeni wielu lat. Nie znajduję tu górskiej atmosfery. To po prostu budynek gdzie można coś zjeść i przespać się. Być może to moja subiektywna ocena a może to właściwość tego miejsca. Wyruszam w dalszą drogę do schroniska na Hali Lipowskiej, gdzie zamierzam się przespać. Droga prowadzi głównie przez las i … cały czas pod górę (około 2 godzin marszu). Ostatni fragment trasy pokonuję w ciemnościach. Po drodze mijam młodnik w którym są zwierzęta, myślę że to jelenie lub sarny, słyszę je i czuję …
Czasami ktoś mnie pyta czy nie boję się chodzić sam nocą po górach i lasach. Odpowiadam: nocą, boję się chodzić po niektórych dzielnicach Warszawy czy Krakowa. Nocą w górach czuję się bezpiecznie i bardzo to lubię.
W schronisku na Hali Lipowskiej jestem jedynym gościem. To miejsce od lat jest „prawdziwym” schroniskiem górskim. Niestety, wiele z nich przechodzi metamorfozy podobne do przypadku dworca kolejowego w Węgierskiej Górce. Stają się budynkami gdzie można się przespać, zjeść pomidorową i kupić draże (najmilej widziane są wycieczki szkolne, które zjadają najwięcej zupy i wykupują cały zapas draży). Coraz częściej schroniska trafiają w ręce przypadkowych ludzi, których jedynym priorytetem jest zysk. Wartość schroniska budują ludzie, którzy je prowadzą. I tak właśnie jest na Hali Lipowskiej. To miejsce do którego zawsze wraca się z przyjemnością. Urządzone po spartańsku ale czyste i przytulne, to dom w którym turysta czuje się gościem gospodarza. Takie miejsce przyciąga ludzi którzy czerpią radość z chodzenia po górach. I jest to nie tylko moja opinia. Pierwszy dzień mojej wycieczki to około 6 godzi marszu i 1000 metrów przewyższenia. Jem kolację, biorę prysznic i o 21.00 idę grzecznie spać, żeby zbudzić się po 10 godzinach.
Rano śniadanie (obowiązkowa jajecznica) i w drogę. Schodzę do Rycerki żółtym szlakiem (około 2 godzin). To jedna z najpiękniejszych widokowo tras w Beskidach. Prowadzi halami a napotykane krajobrazy są przepiękne. Poniżej znajduje się kilka zdjęć – niestety nie oddają one w pełni czaru tych miejsc. Gdyby ktoś zechciał nią pójć odradzam trasę Rycerka – Hala Lipowska. Jest bardzo męcząca, ze względu na długie podejścia. Radzę wystartować z Żabnicy Skałki i dojść na Lipowską a podróż zakończyć w Rycerce. Dotyczy to oczywiście trasy 1 dniowej. Droga, mimo ołowianych chmur i halnego była bardzo przyjemna. Na szlakach jest pusto (w ciągu 2 dni spotkałem po drodze 3 osoby), a „przedzimowa” atmosfera i kolory urzekają.
Całość zamyka klamrą widok stacji kolejowej w Rycerce i oczekiwanie na autobus w przy kompresorze na stacji paliw w Bielsku – Białej. Potem jeszcze 3 godziny jazdy autobusem do Krakowa. Koszmar dojazdu „do” i „z” nie są w stanie zniszczyć fantastycznych doznań estetycznych „przedzimia” w Beskidach. Następnym razem chyba jednak pojadę swoim samochodem.
Poniżej krótka relacja fotograficzna. Robienie zdjęć nie było głównym celem tej wycieczki, sa po prostu „pstrykane” na trasie. Zdjęcia nie były obrabiane żadnym programen do obsługi plików graficznych, nie były też kadrowane.