-
Telefon: + 48 696 996 410
-
Email: kontakt@muzyczny-krakow.eu
Muzyka brzmi dalej, mimo iż gaśnie ostatni wzmacniacz – relacja z koncertu Alter Bridge
Stoisz na bezdechu – w oczekiwaniu, aż zza scenicznej mgły wyłonią się sylwetki artystów. Napięcie spotęgowała gra świateł i tajemnicze intro. Początkowo wprowadzające emocjonalną dezorientację płynnie przybrało kształt „Silver Tongue” – chwytliwej metalowej kompozycji z najnowszego albumu amerykańskiej formacji Alter Bridge.
W klimacie niemal jak u Slipknota rozpoczął się koncert kwartetu z Orlando. Panowie pojawili się w katowickim MCK-u 7 listopada br. w ramach trasy „Kings & Pawns”, promującej Ich najnowsze wydawnictwo płytowe o tym samym tytule.
By wyostrzyć smaki fanów przed występem headlinera zagrały dwie znakomite formacje: Mammoth WHV oraz Halestorm.
Wieczór otworzył solowy projekt Wolfganga van Halena Mammoth WHV. Wolf jest autorem wszystkich instrumentów i wokali jakie pojawiły się na debiutanckim albumie Mammoth WHV. Natomiast na scenie wspierany jest przez fantastycznych muzyków. Moją szczególną uwagę zwrócił gitarzysta Frank Sidoris, którego umiejętności techniczne i wrażliwość artystyczna były mi dobrze znane z koncertów, w ramach solowego projektu Slasha z Mylesem Kennedym i The Conspirators.
W roli gościa specjalnego pojawiła się grupa z Pensylwanii Halestorm, z charyzmatyczną Lizzy Hale na czele. Występ rozpoczął się przed planowanym rozkładem, co spowodowało niemałe zamieszanie wśród fotoreporterów, którzy pojawili się w fosie dopiero w połowie pierwszego utworu. Lizzy swoją osobowością, wokalem i grą na gitarze zagarniała większą przestrzeń sceny. Jej styl wokalny miejscami był zbyt krzykliwy, męczyła „góry”. Zabrakło mi zróżnicowania w dynamice i budowania napięcia. Najlepszym elementem występu była solówka perkusyjna młodszego brata Lizzy – Arejay. Rozpoczął grę tradycyjnymi pałeczkami, by w połowie pokazu wymienić je na „giganty”. Wszystko przy zachowani: precyzji i szybkości uderzeń, co świadczy o Jego dużych umiejętnościach technicznych – to było imponujące.
Tak rozgrzani byliśmy gotowi na dalszy emocjonalny rollercoaster, jaki mieli nam zafundować Panowie z Alter Bridge. Kwartet ani myślał zwalniać tempa – metalizujące „Silver Tongue” niezauważalnie przeistoczyło się w „ Addicted to Pain”. Szybka rytmika gitary i wręcz goniący za nią wokal Mylesa wciągnęły słuchacza w rock’ową podróż.
Ukłonem w kierunku polskiej publiczności było wykonanie ujmującej ballady „Lover”. Zespół po raz pierwsze wykonał kompozycję na aktualnej trasie. „ Lover” przyniósł oddech, mimo iż Myles szalał na wokalu, wchodząc na bardzo wysokie rejestry. Zachwyt wzbudziło stadionowe brzmienie i współpraca muzyków.
W Katowicach wybrzmiał również spokojniejszy „Water Rising” (wykonany głównie przez Tremontiego) – pompatyczny kawałek – pokazujący starsze oblicze Alter Bridge. Kolejne obowiązkowe koncertowe klasyki to: „Broken Wings” czy też „Matalingus”, gdzie na szczególną uwagę zasługuje perkusja Scotta, która od początku nadała ton utworu. Świetna, progresywna gra z ciężkim metalowym brzmieniem.
Chwilę wyciszenia przyniosło akustyczne wykonanie „In Loving Memory”. Zrobiło się epicko. Światła sceniczne zgasły, a przestrzeń hali koncertowej rozświetliły telefoniczne latarki.
I nadszedł moment, najbardziej przeze mnie wyczekiwany – na scenę wjechał nieśmiertelny „Blackbird” – klimatyczna „power ballada”. Łagodne zwrotki, przecinane potężnym refrenem, to nastrojowe granie przeobraziło się w brawurowy pokaz instrumentalnych umiejętności artystów, domknięte melancholijnym epilogiem na końcu. Całość setu podstawowego zamknął „Cry if Achilles”. Niech Was nie zmyli łagodność gitary akustycznej na wstępie – po chwili wjechał rozpędzony riff i krzykliwy wokal Mylesa, który w zwrotkach łagodniał a w refrenach ponownie nabierał mocy. Całość kompozycji spiął genialny „bridge”.
Kawałek „Open Your Eyes” zamknął ten wyjątkowy koncertowy wieczór, ale jego brzmienie wciąż mi towarzyszy. Utwór ma dla mnie znaczenie sentymentalne – od niego zaczęła mogą muzyczna podróż z Alter Bridge.
Osobiście mam niedosyt – zabrakło mi utworów z „Walk The Sky”, takich jak: „Godspeed”, „Native Son” czy „In the Deep”. Ale trudno zaspokoić oczekiwania wszystkich fanów, gdy materiał jest tak bogaty.
Alter Bridge umyka jednoznacznej klasyfikacji gatunkowej. Ich twórczość unosi się gdzieś pomiędzy post grungem, metalem hard rockiem, klasycznym rockiem a trash metalem. Panowie grają ciężko – mięsiste riffy stabilnie osadzone w bogatej melodii, zaostrzone charakterystycznymi synkopami i „mgiełką” crushy Scotta. Kompozycje ambitne w formie i treści spaja niepowtarzalny wokal Mylesa.
Warto wspomnieć, że publika żywiołowo reagowała i współpracowała z artystami, co muzycy niejednokrotnie doceniali ze sceny. Po każdym z występów obdarowywali fanów gadżetami: piórkami, pałkami. A my oczywiście jak te hieny – w gotowości na więcej i więcej…
Tego wieczoru poczułam się muzycznie zaopiekowana. Zespoły zafundowały swoim fanom: potężne brzmienia, umiłowanie hardrock’a i chwytliwe melodie.
Takie koncerty – świadome, dojrzałe, z przekazem – nie ulotnią się, gdy zamilknie ostatni wzmacniacz.
Autorem zdjęć jest Romana Makówka. Organizatorem koncertu był: Metal Mind Productions.