UWAGA

Strona zawiera wysokiej jakości zdjęcia. Prosimy o oglądnięcie ich na ekranie KOMPUTERA. Przeglądanie na SMARTFONIE, nie oddaje ich wartości.

Foto © Piotr Kubic

“Dyktando” w Teatrze Barakah – relacja

Foto © Piotr Kubic
[ct_spacer height=”1″] Teatr Barakah, reżyser, aktorzy i cały zespół produkujący „Dyktanda” zdał celująco egzamin z Lema. A ja? Cóż – bardzo trudno pisać mi o tym autorze, albowiem jest On w moim życiu postacią wyjątkową. Jak większość młodych ludzi, wychowałem się na czytanych przez Mamę wierszach Brzechwa Dzieciom, Pchle Szachrajce i Rodzinie Tralalińskich. Ale przychodzi taki czas, że młodzi ludzie sami zaczynają sięgać do literatury.

W czasach mojej młodości był to zwykle Kubuś Puchatek, Przygody Tomka Wilmowskiego, pióra Alfreda Szklarskiego (Tomek w Krainie Kagngurów, Na Czarnym Lądzie i tak dalej …), później dzieła Karola Maya. Ja … no właśnie, przyznaję się i biję w piersi, ja tych książek nie czytałem. Pierwszą samodzielnie przeczytaną poważną książką był Obłok Maggelana Stanisława Lema. Potem przez długi czas Stanisław Lem był jedynym autorem, którego czytałem – aby później przejść do fascynacji Trylogią Sienkiewicza. Tak więc ominęła mnie cała literatura dziecięco młodzieżowa. Część z niej przeczytałem w wieku dojrzałym, ale to już nie to. Wydaje mi się że lektura dzieł Stanisława Lema odcisnęła duże piętno na mojej osobowości. Bajki mojego dzieciństwa to Bajki Robotów, Cyberiada i Przygody Pilota Pirxa. Dlatego też bardzo trudno pisać mi o „lemowskich dyktandach” i do tego w wersji scenicznej.

Może tytułem wstępu, kilka słów o samych dyktandach. Stanisław Lem dyktował je Michałowi, siostrzeńcowi swojej żony. Młodzieniec spędzał u Lemów wakacje oraz kiedy dłuższa choroba uniemożliwiała mu chodzenie do szkoły. Myślę że ten młody człowiek, zupełnie bezwiednie, przyczynił się do wzbogacenia literatury polskiej językowymi perełkami, jakimi niewątpliwie są Dyktanda. Nie tylko nie wyrzucił brulionów w których notował dyktanda wujka Staszka, ale sprawił że zostały opublikowane.

Taka też perełka językowa, stanowiła osnowę inscenizacji teatralnej:

  • Zgodnie z nową ustawą wydaną przez Ministerstwo Oświaty, zamiast złych stopni za błędy ortograficzne, młodzież szkolna będzie kierowana do obozów koncentracyjnych. … Słówka błędnie wypisane będzie się młodzieży wypalać na czole białym żelazem. … W departamencie rozważano ewentualność wieszania recydywistów, na razie jednak od koncepcji odstąpiono…

Dyktanda same w sobie są formą … jakby to powiedzieć – statyczną. Zagrane w obsadzie: Monika Kufel, Małgorzata Zawadzka, Paweł Plewa, Paweł Wolsztyński – nabrały życia i zadziwiającej energii. Przed spektaklem zastanawiałem się jak reżyser, Ana Nowicka, da sobie radę ze statyczną formą dyktanda. Dała sobie radę i to w bardzo ciekawy i niebanalny sposób. Moim zdaniem ruch sceniczny idealnie wpasowywał się w “surrealstyczno irracjonalny” język Lema. Ten spektakl, ten ruch i te treści są nieporównywalne z niczym co dotychczas widziałem. Ale tylko w Dyktandach możemy przeczytać, że „Móżdżek mojej przyjaciółki, rączki brzuszek i nóżki pokryte są szczecinką. Co do mnie jestem tylko nieznacznie kostropaty, w dzieciństwie cierpiałem na szczękościsk, padaczkę, wodogłowie i czkawkę. Wyleczyła mnie babcia konfiturą z muchomorów”.

Spektakl jako całość robi bardzo dobre, spójne wrażenie, teksty, gra aktorów ruch sceniczny, kostiumy, dźwięki stanowią jedną całość – mimo że wszystkie elementy pochodzą jakby z innych rzeczywistości.

Pewnym dysonansem były dla nie ruchy frykcyjne, które zdarzały się czasami aktorom – ale …. w spektaklu w którym możemy usłyszeć że: Ośmiornica oblizała się, jej rogowy dziób wyszczerzony pochylił się nad bezwładnym nurkiem i w zmętniałej wodzie rozległy się odgłosy jakie zwykle towarzyszą smacznym posiłkom … nic nie może dziwić.

Sala Teatru Barakah była pełna. 90% publiczności bawiła się świetnie, 5% bawiła się średnio, co można zrozumieć, bo nie do wszystkich trafia „dyktandowa estetyka”. Pozostałe 5% nie wiedziało o co w tym wszystkim chodziło – pewnie nie mieli wiedzy skąd te teksty się wzięły. Do moich procentów proszę podejść z przymróżeniem oka – publiczność podglądałem kątem oka.

Zwyczajem wziętym z relacjonowania koncertów, bardzo bacznie przypatrywałem się grze aktorów. Bo w przypadku muzyki to jest tak, że jedne numery gra się z przyjemnością a inne … powiedzmy – z obowiązku. Dotyczy to zarówno muzyki bardzo poważnej, jazzu czy tej rozrywkowej. W tym przypadku bardzo wyraźnie było widać, że gra w tym spektaklu sprawia aktorom wielką przyjemność. I tak jak na koncertach, emocjonalne zaangażowanie muzyków – a w tym przypadku aktorów, przekładało się na emocjonalny odbiór słuchaczy i widzów.

Właśnie te emocjonalno – estetyczne przeżycia powodują że, odbiorca wychodzi energetycznie i emocjonalnie spełniony (albo nie …). Uczucie takiego spełnienia miałem ja – po wyjściu ze spektaklu. Jedną z pierwszych czynności jakie zrobiłem po wyjściu z sali teatralnej, było sprawdzenie kiedy będzie ponownie wystawiany i plan ściągnięcie na niego moich znajomych „lemofili”.

Na spektaklu i w całej przestrzeni Teatru Barakah co jakiś czas mogliśmy usłyszeć że, nasze rozmowy, nasze myśli, będą podsłuchiwane, nagrywane i kontrolowane. To już nie jest Lem, to życie funduje nam takie atrakcje. Z całym szacunkiem dla Mistrza Lema, ale On w towarzystwie Braci Strugackich, Kafki i Terrego Pratcheta nie byli by w stanie tego wymyślić…

Andrzej Wodziński
Andrzej Wodziński

Redaktor naczelny serwisu. Autor nie ma wykształcenia muzycznego i jakichkolwiek kwalifikacji do bycia krytykiem muzycznym. Publikowane teksty są „nieobiektywnie emocjonalne”. Słucha muzyki każdej (z małymi, nieobiektywnymi wyjątkami). Muzyka towarzyszy mu (w różnych formach i przejawach) przez całe życie i czyni go piękniejszym. Informacje dodatkowe: autor, jeśli nie słucha muzyki to ogląda filmy ... Każdą wolną chwilę stara się (z różnym skutkiem) spędzać w górach. Wegetarianin i cyklista.

Artykuły: 536
Skip to content