UWAGA

Strona zawiera wysokiej jakości zdjęcia. Prosimy o oglądnięcie ich na ekranie KOMPUTERA. Przeglądanie na SMARTFONIE, nie oddaje ich wartości.

120. urodziny George’a Gershwina – relacja z koncertu

Co łączy George`a Gershwina i Maurice Ravela. Jak ma się do nich Witold Lutosławski i czy Tadeusz Paciorkiewicz pasuje do wymienionej trójki? Na te i wiele innych pytań słuchacze otrzymali wyczerpujące odpowiedzi na koncercie poświęconym 120 rocznicy urodzin George`a Gershwina. Wydarzenie miało miejsce w Filharmonii Krakowskiej 10 lutego 2018 roku.

Georg Gershwin to postać wyjątkowa. Jego twórczość to pogranicze muzyki poważnej i jazzu. Co prawda w większości literatury nazywany jest “królem jazzu” … ale ja się z tym określeniem nie zgadzam. Gershwin jest jeden i nie do określenia. W czasach jemu współczesnych, budził podziw a jednocześnie wielki sprzeciw “ortodoksyjnej” części odbiorców muzyki. Do swoich kompozycji napisanych w kanonie muzyki poważnej wprowadzał elementy jazzu, muzyki murzyńskiej i współczesnych tańców. Nie bardzo podobało się to części słuchaczy i to nie tylko z powodów estetycznych. Białym, bogatym bywalcom sal koncertowych nie podobał się pomysł wprowadzenia “czarnej muzyki” na scenę.

Wspominając Georga Gershwina, pamiętajmy, że to nie tylko Błękitna rapsodia. Jest autorem opery Porgy and Bess, poematu symfonicznego Amerykanin w Paryżu i wielu musicali między innymi Of Thee I Sing, który jako pierwszy musical dostał prestiżową nagrodę Pulitzera za utwór teatralny. Gershwin to autor wielu przebojów, czasami nie zdajemy sobie sprawy, że to On jest ich autorem.

Pisząc o koncercie, chciałbym pogratulować doboru repertuaru. Jeśli Gershwin z Ravelem mogą ze sobą współbrzmieć bez problemu, to dodanie do koncertu Lutosławskiego i Paciorkiewicza było zabiegiem bardzo odważnym i …. Wszyscy kompozytorzy współbrzmieli ze sobą w doskonałej harmonii!

Koncert otworzyła cudowna, wspaniale ilustracyjna i bajkowa Uwertura Kubańska Gershwina z urzekającym brzmieniem marakasów i instrumentów perkusyjnych. Przy okazji uzmysłowiłem sobie co łączy Gershwina i Ravela. To niesamowita “rozpoznawalność” ich kompozycji (są jeszcze inny zbieżności, ale tu nie miejsce na takie rozważania). Nawet średnio wyedukowany meloman, jest w stanie rozpoznać tych autorów po kilku taktach utworu.

Następnie usłyszeliśmy Divertimento na klarnet i orkiestrę smyczkową Tadeusza Paciorkiewicza. Ten trochę zapomniany kompozytor i pedagog zasługuje moim zdaniem na większą uwagę, dlatego też cieszę się bardzo, że mogliśmy go usłyszeć. Utwór dość trudny “energetycznie”, zarówno dla muzyków jaki dla odbiorców. Jednak bardzo dobrze wpisał się w nastrój tego koncertu i był jego “pełnoprawnym” elementem.

Partię klarnetu zagrała Barbara Borowicz, która oprócz wirtuozerii oczarowała publiczność swoją sceniczną osobowością.

Preludia taneczne na klarnet solo, harfę fortepian, perkusję i orkiestrę smyczkową Witolda Lutosławskiego, były następnym punktem programu, który potwierdził kunszt muzyczny Barbary Borowicz. Utwór nie jest chyba często wykonywany, ale to Lutosławski – więc kompozycja wybitna i nie czuję się na siłach by ją opisywać. I znowu podziękowania dla autorów koncertu, za nietuzinkowy dobór repertuaru.

Po przerwie publiczność oczarowały Vales nobles et sentimentales (w wolnym tłumaczeniu: Walce szlachetne i sentymentalne) Maurice Ravela. Tytuł mówi sam za siebie a Ravel – to Ravel.

Finał to Catfish Row – suita z opery Porgy and Bess, czyli “gershwinowski klasyk” z kultowym Summertime i wspaniale ilustracyjnym Hurricane.

Koncert poprowadził Jean-Luc Tinguad francuski dyrygent i pianista. Maestro jest osobą bardzo skromną i powściągliwą. W tym przypadku było jednak widać “kto tu rządzi”. I to w najlepszym słowa tego znaczeniu, uważny obserwator mógł zauważyć całkowitą artystyczną i emocjonalną więź pomiędzy prowadzącym orkiestrę a muzykami. To podstawa artystycznego sukcesu – którym koncert bez wątpienia był.

Już któryś raz pisząc o koncertach Orkiestry Filharmonii Krakowskiej używam stwierdzenia, że orkiestra była w świetnej formie. Któryś też raz piszę, że zauważalna była “radość z grania muzyki”. I następny raz kończę relację z koncertu tym samym zwrotem: kto nie był niech żałuje!

Andrzej Wodziński
Andrzej Wodziński

Redaktor naczelny serwisu. Autor nie ma wykształcenia muzycznego i jakichkolwiek kwalifikacji do bycia krytykiem muzycznym. Publikowane teksty są „nieobiektywnie emocjonalne”. Słucha muzyki każdej (z małymi, nieobiektywnymi wyjątkami). Muzyka towarzyszy mu (w różnych formach i przejawach) przez całe życie i czyni go piękniejszym. Informacje dodatkowe: autor, jeśli nie słucha muzyki to ogląda filmy ... Każdą wolną chwilę stara się (z różnym skutkiem) spędzać w górach. Wegetarianin i cyklista.

Artykuły: 536
Skip to content